Z pamiętnika małej ...
... wypieraliśmy się siebie,
aż w efekcie końcowym raniliśmy się na wzajem,
aż w efekcie końcowym raniliśmy się na wzajem,
bądź tylko ja raniłam siebie.
a pomijając to wszystko to teraz ja mam duszące sny
chodzę jak lunatyk
mam ochotę na dużo ciszy,
chodzę jak lunatyk
mam ochotę na dużo ciszy,
zbyt dużo.
czasem cisza jest potrzebna, byle z umiarem.
trochę sobie z tym powalczę,
aczkolwiek czy jest w tym jakikolwiek sens?
aczkolwiek czy jest w tym jakikolwiek sens?
sięganie po leki jest zawsze ostatnią deską ratunku,
bo po nich nie rozumiem siebie.
bo po nich nie rozumiem siebie.
'nie i nigdy nie będziemy' przywykłam do tego zdania.
Nie będę kłamać, czasami na siłę staram się odciąć ale (jeszcze?) nie potrafię. Bo kiedy przyjdzie i pocałuje mnie w czoło, zyskuje dodatkową spokojną godzinę snu, ale chwil w których mnie uspokaja jest coraz mniej bo ja jestem tutaj a moje bycie tutaj wszytko zmienia, a ja nie przyczyniam się do jakiegokolwiek progresu u niego.
najgorszy jet detoks, może dlatego unikam portali społecznościowych, żeby nie pisać, nie czytać.
w zamian potrafię siedzieć i gapić się w sufit, zawieszać się na myśli.
zawieszać siebie.
Chce nie myśleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz